Makiełki cioci Reni

Świąteczne dni zbliżają się z coraz to większą szybkością i coraz to bogatszą gamą bożonarodzeniowych akcentów, już nieomal w każdym miejscu naszego życia.

Najpierw zalewają nas światła wigilii z marketów, by chwilę później wyglądały z telewizji i wszelakich mediów.

Z roku na rok ten czas przemierza kalendarz coraz szybciej. Albo te zapowiedzi nastają coraz wcześniej. Każdy jednak zna na to odpowiedź i choć coraz częściej w rozmowie narzekamy jak ten czas szybko leci, to i tak mało kto potrafi temu zaradzić. Z całą pewnością, gdyby nie listopadowe Wszystkich Świętych, to w galeriach zaraz z nastaniem roku szkolnego pojawili by się Mikołaje, a baseny ogrodowe zastąpiłyby ogrodowe choinki z wizją na drzewko do ustrojenia. Nie jest to jednak aż tak ważne, aby się nad tym zastanawiać. Nie powstrzymamy pędu dzisiejszego życia. Jest to machina zbyt skomplikowana, aby mały szary, pojedynczy człowiek mógł to zmienić. Choć może nie dla świata, lecz dla siebie samego miałby szansę.

Ale znacznie pilniejsze jest rozplanowanie samych świąt tu i teraz, we własnej rodzinie.

Każda szanująca się pani domu, prawdziwa gospodyni, z początkiem adwentu zagłębia się w rozmyślania nie tylko roratowe, ale i kulinarne.

Z prawdziwym pietyzmem zasiada do swojej skarbnicy wiedzy. Otwiera zeszyt z przepisami. Od kilkudziesięciu lat stojący w tym samym miejscu, jedynie z ciemniejącymi brzegami i zaokrąglonymi rogami kartek. Gruby, w sztywnej kartonowej oprawie, kupiony w sklepie papierniczym, wybierany, choć z niewielkiego wówczas wyboru. Szary. W kratkę. Stukartkowiec.

To młode pokolenie niestety zagubione w tej całej technologii świata nie zrozumie tych zwyczajów. One pędzi jak świąteczne reklamy bez wytchnienia, szukając swojego kupca. Nim opadną złote liście przemijającej jesieni są już nakarmieni świątecznymi zakupami. Wpatrzeni jedynie w wielofunkcyjność swoich urządzeń, kiedyś spełniających wyłącznie rolę telefonów, zatracili swoją funkcjonalność, inteligentną osobowość, a co najgorsze swoje pochodzenie i ich korzenie. Nie jest to do zrozumienia przez nasze starsze pokolenie bo gdzie ci młodzi się podziali.

Dwoje świąt w Polsce, Wielkanoc i Boże Narodzenie, trwają, aby jednoczyć, przyhamować i spojrzeć dookoła. Rozejrzeć się przy świątecznym stole, spojrzeć żywym okiem na prawdziwie istniejące osoby rodziny.

Stare pokolenie wie o tym doskonale, wychowane na słowie mówionym i pisanym, kształtowane poprzez tradycję przekazu: starsi młodszym. A czas przed świętami jest właśnie tym okresem zasiewu w pamięci.

Te nieliczne panie domu, które właśnie teraz otwierają swoje zeszyty z przepisami, otwierają opowieść wigilijną na tych kartkach zapisywanych od dziesiątków lat.

Pierwsze z receptur bywają spisane jeszcze za czasów młodej mężatki, częstokroć na szybko z zeszytu swojej mamy. Pierwsze święta na nowym domu bywały najbardziej nerwowe, wszystko musiało być idealnie, a nie zawsze było wsparcie w zasięgu ręki. Tu z odsieczą przychodził po raz pierwszy zeszyt z przepisami. Niepodobno było, aby dać się ponieść fantazji i próbować czegoś na własną rękę. Rozczarowanie, czy chociaż odrobina zawiedzenia przy wigilijnym stole zupełnie jest zbędna. Dlatego też stróżujący nad tradycją zeszyt pilnował porządku.

Z czasem nabywane doświadczenie, liczne spotkania i gościnne ucztowania pozwoliły na zapisywanie pustych stron. Z upływem lat kartki z przepisami z pamiętnikarską dokładnością zachowywały minione wydarzenia. Przepisy tytułowane nie tylko nazwą dania, ale często jego pochodzeniem, z biegiem lat pozwalały zapamiętać imiona wielu, których na kolejne święta już zabraknie przy stole.

Sięgnięcie więc po zeszyt, wygodne rozsiedzenie się nad jego kartkami to przywołanie w pamięci tych ważnych ludzi i te warte pamięci wydarzenia.

Na Wigilijnym stole znajdzie się przynajmniej dwanaście takich potraw, które może każde z osobna opowiedziało by ciekawą historię.

Makiełki cioci Reni. Nie ma wielkopolskiego Bożego Narodzenia bez tego deseru. Przygotowywanego najczęściej w większej wspólnej misce, aby każdy mógł skosztować, nakładać sobie jedną wspólną łyżką. Są wersje bogatsze, na mleku i specjalnej słodkiej chałce, ale i są wersje uboższe, na wodzie i zwykłej pszennej bułce. Ciocia Renia na święta nie oszczędzała. Taki winien być wielkopolski stół – bogaty choć raz w roku, choć w Wigilię. Z pewnością w wielu zeszytach są takie przepisy jak cioci Reni, a pani domu dziś czytająca go przywołuje nie tylko smak tego dania. Przed jej oczyma staje sama ciocia, pod przeszło trzydziestu lat nie żyjąca, dziś jak żywa stawia swoje makiełki na stole. To właśnie tradycja.  

Te przepisy nie wymagają kolorowych zdjęć i czynności krok po kroku. W pamięci może ulotnej i z wiekiem już przeźroczystej, pozostają kadry jak w starym filmie. Kolejne kroki, ważne, aby nie pomylić, co po kolei. To są ruchy artysty tworzącego prawdziwy smak. To później wdzięczność biesiadników rozkoszujących się podanym daniem. To wreszcie słowa pochwały, nawet te z ust pradziadka, że smakuje jak u mamy. To też jest tradycja.

A cóż daje nam dzisiejszy świat? Jaką rysuje nam przyszłość wigilijnej opowieści? Gdy młodemu pokoleniu nie starcza czasu na zeszyty, za zatrzymanie się w kuchni swojej mamy, na spojrzenie na jej ruchy i gesty?

Bez obaw, przecież dzisiaj na wszystko jest odpowiedź, w kilka sekund, bo minut szkoda na dłuższe wyszukiwanie. Wystarczy sięgnąć do kieszeni i wystukać kilka bezokoliczników w szarym pasku wyszukiwarki. Nie da się policzyć jak szybko i jak wiele jednocześnie otrzymamy doskonałych porad. W tekście, obrazie czy filmie. W każdym języku świata, z każdej kultury i na każdą okazję.

Nie kwestionowana skarbnica wiedzy zna rozwiązanie na makiełki czy to wielkopolskie czy to śląskie. Równie szybko możemy wygenerować listę zakupów i w przeciągu kilku godzin dla chcącego nic trudnego.

Tak można przygotować nawet rodzinną wigilię.

Lecz czy musimy się na to godzić? Czy naprawdę tak wielkim jest wysiłkiem podejść do każdego z marketów, kupić najbardziej odlotowy zeszyt z wyboru, spośród setek możliwości. Potem podjechać do Domu i zapamiętać w słowach zapisawszy smaki dzieciństwa, zwyczaje naszych dziadków, tajniki niezwykłych potraw. Uważam, że warto. Tak samo jak zeszytów naszych mam czy babć. Ocalenie ich od zapomnienia i pielęgnowanie ich treści choćby dwa razy do roku.

Czas na rodzinne święta.

Makiełki cioci Reni

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewiń do góry