Z łodzi rybackiej, środkiem jeziora.

Mało kto z nas wie i zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, jak ważny to fach i potrzebni ludzie i nie w głowie mi tu kuter rybacki na Bałtyku, lecz czółno na jeziorze, bo o tych rybakach ta rozprawka.

Zawód rybaka, tego po jeziorach pływającego, wart jest zatrzymania, dzisiejszego skupienia i wsłuchania się w tą profesję.

W Polsce raczej jest rozpoznawany tylko przez wędkarzy, a ci opowieść o rybakach snują posępną i ponurą. Reszta z nas nie za bardzo fach ten kojarzy. Jesteśmy świadomi istnienia, ale też nic ponad to.

Mentalność Polaka przypisała rybakom etykietę dewastatora, złoczyńcy i grabieżcy wód, bez skrupułów łupiąc jeziora, wyławiając bez opamiętania, stosując często bandyckie i niehumanitarne metody. Tak to postrzega cała masa nie tylko wędkarzy, tak widzi to wielu tylko obserwatorów. Więc chciałbym napisać Wam jak tak naprawdę wygląda rybak, jak ta gospodarka rybacka wygląda naprawdę. Oto dni kilka z życia Rybaka.

Dla kolorytu, a może i dla pewnego rodzaju efektu, ta rybacka opowieść będzie obrazem laika, a nie wywiadem z rybakiem. To miałem w pierwszym zamiarze, lecz poczułem, że laik z laikiem lepiej się zrozumie, lepiej, niż stać się słuchaczem fachowej opowieści.

Lecz zaraz się przyznam, że wszelka wiedza przeze mnie spisana, jest nabyta drogą licznych spotkań, opowieści, kawek i herbatek z najprawdziwszym rybakiem śródlądowym i jego żoną. Gdzie trzeba zaznaczyć, że oba źródła są spójne i w pełni się uzupełniając, dały taki oto obraz gospodarza wód.

Rybactwo śródlądowe ma swoje korzenie w naszej kulturze od niepamiętnych czasów. No bo i ryba była naszym kulinarnym kompanem od zawsze. Dawniejsze, ostre i liczniejsze posty zmuszały do wstrzemięźliwości od mięsa nieomal pół roku. Tak liczne były dni postne i tak ich przestrzegano. Tę lukę wypełniały kasze i zboża oczywiście, a im biedniejszy staropolski mieszkaniec tym dieta uboższa. Jednakże, tak czy inaczej jezior u nas niekończące się pojezierza, do tego rzeki, no i gospodarka stawami. Ta ostatnia zasługuje również na oddzielny rozdział rozważań, bo dotyka tylu aspektów, iż trudno to w kilku zdaniach opisać. Wróćmy jednak do naszego rybaka na jeziorze.

Można by rzec, czemu w ogóle ten opis, podział i deklaracja tak wyraźna, że nie o morskich, a o jeziorowych, śródlądowych mowa? A no właśnie, bo różnica jest kolosalna i o tym między innymi te słowa.

Rybak śródlądowy to gospodarz uprawiający jeziora. Ma do tego park maszyn, tak na lądzie, jak i na wodzie. Ma do tego wiedzę i bezwzględnie pasję. A to oznacza, że tak niewiele różni go od rolnika, który orze, sieje i zbiera. Całym życiem jest zakorzeniony w swej pracy. Ten nasz bohater opowiastki, uwierzcie mi czy nie, robi dokładnie to samo.

Jego zawód, sens życia w zasadzie, nie jest tylko zaciąganiem siecią po jeziorach i wyławianiem darów natury. To nie jest grabieżca i wandal naszych jezior, bo tak jak i rolnik, aby zebrać, musi „posiać”.

Skąd się jednak biorą rybacy? Bo przecież ci nad morzem to pokolenia i innej roboty całe rodziny nie znają znad Bałtyku, bo rolnicy też z dziada pradziada, tylko jakość sprzętu się zmienia, a fach w genach ten sam. Z rybakami jest podobnie, choć tak mało o nich wiemy, to powiem Wam, w genach to sobie przekazują.

Jeszcze kiedyś można było się w tej materii i kształcić, dziś ten zawód wyszedł ze szkół, umarł po prostu. Wierzyć czy nie wierzyć tych rybaków jest może z pięciuset na nasz kraj! I daję tu wyraźny wykrzyknik, aby już teraz pokazać jaki to jest naprawdę kłopot. Bo jeśli ktoś myśli, że podobnie jak zwierzyna w lesie, tak i ryby w jeziorze poradziłyby sobie same, to jest w błędzie. Tak głęboka ingerencja w przyrodę, wymaga już gospodarowania tymi zasobami rękoma ludzi. Na tej samej zasadzie i pola mógłby by się obsiać same, a gęsi wypaść na łąkach. Postęp, cywilizacja kosztuje.

Taka też rola i zadanie rybaków. Widzimy ich z sieciami, a to ten mały skrawek ich pracy, jak żniwa rolnika. Dzisiejsze jeziora wymagają pomocy fachowców. Odbudowywanie poszczególnych gatunków ryb, ich zależności drapieżcy z ofiarą, preferencji pokarmowych to bardzo złożone procesy. Dzisiejsze jeziora, niejednokrotnie „wspierane” naszymi odpadami fabryk, eksploatowane choćby turystycznie wymagają ciągłej opieki. Procesy zarastania, zamulania, degradacji jezior to nie wina rybaków, ale właśnie oni znają metody na ich zatrzymanie, znają lekarstwa na bolączki naszych wód.

Co jest więc takiego niezwykłego w tym zawodzie? Praca od świtu do zmierzchu, a bardzo często i nocami? Praca o każdej porze roku i nieomal zawsze pod gołym niebem? To można przypisać wielu zawodom, choć tu byłbym ostrożny. Bo już rolnik, pracując w polu czy na gospodarstwie, często ma jakąś ochronę nad głową. Rybak w zasadzie niewiele ma dni, gdzie może się schronić pod dachem.

Niezwykłość tego zawodu dla mnie polega na czymś jeszcze innym. Na zrozumieniu, odczuwaniu, połączeniu człowieka z prawdziwą naturą. Praca nad dobrem przychówku w toni wód, gdzie ani zobaczyć wychowanków, ani ich usłyszeć. Mało kto sobie zdaje też sprawę ileż to gatunków zamieszkuje nasze jeziora, a jest tego blisko 30 przeróżnych rodzajów. Od tych drapieżnych, po te wegetariańskie, od tych spod samego dna, po te pływające przy powierzchni, z głębin i płycizn, te co lubią dzień i te co ożywają nocą. To niezwykła społeczność, o tak różnorodnych oczekiwaniach co ilość gatunków. Tu właśnie jest główna rola i zadanie dla rybaka, aby strzec tej równowagi. Reagować w czas, a lepiej i wyprzedać kłopoty.

Jak każdy gospodarz, tak i rybak pielęgnuje obejście, aby nie zarastało, nie zamulało, aby nie wysychało. Dbałość o akweny to ważne zadanie i nie tylko dla łatwości połowów, ale choćby po to, aby podopieczni mieli właściwe schronienie i miejsce do rozrodu. Budowanie i pielęgnacja tarlisk czy szuwarów to gwarancja bezpiecznych miejsc namnażania i wychówku młodego pokolenia.

Bywa i tak, że to nie wystarcza i tu kolejne zadanie rybackie – wspomaganie Natury w utrzymaniu różnorodności i stabilności każdego z gatunku. Czujne oko wie, że równowaga w populacjach choćby drapieżcy i ofiary jest najważniejsza. Więc obowiązkiem każdego z gospodarzy jezior jest ciągłe i ciągłe zarybianie akwenów. To jest zadanie dopiero nie łatwe.

Wymaga wiedzy, zaplecza, łaskawości natury i cierpliwości. Pobierane ikry, zapładnianie, odchowywanie to tylko brzmi jakoś bez emocji, a to walka z czasem i temperaturami. Sukces to tysiące milimetrowych rybek. Ale są i porażki, gdzie kilka tygodni zabiegów, pielęgnacji, niańczenia w jednej chwili może wyginąć. Jak tu jest ważna wiedza i wyczucie czasu, a to nie jest do opisania. A trzeba ciągle mieć w pamięci, że to nie tylko trzy czy cztery gatunki, takimi metodami trzeba wspomóc, ale jest ich kilka. Więc wiosenny czas to ciągłe odchowywanie co rusz innego gatunku. Tak długo, aż młodzież w pełni będzie gotowa na nowe wyzwania.

To ta część swego życia jaką rybak musi oddać Naturze, aby móc od niej dostać coś w zamian. Tu jego druga rola, gdy przychodzi czas zbiorów. I znowu można szukać analogi z rolnikiem, który po trudach pielęgnacji wsiada w kombajn i zbiera owoc swojej pracy. Tak też czyni i rybak, z tą różnicą, że nie taki tu postęp technologii jak na polach. Tam co rusz nowsze maszyny, szybsze, wydajniejsze i jeszcze bardziej komfortowe. Rybak od pokoleń niewiele skorzystał z postępu, bo nie da się go przełożyć jej na zbiory w toni wodnej. Nadal trzeba jeszcze przed świtem załadować czółna sieciami, skrzyniami, ubrać się należycie i jak od pokoleń, podobnymi metodami zbierać swe owoce. Gdzieś tam ułatwieniem stały się silniki, jasna sprawa, bo nie chcę tu z rybaka robić średniowiecznego rzemieślnika. Ale łodzi z klimą i kosmiczną elektroniką to nie wiedziałem.

O ile wyobraźnia podpowiada, że latem to może być i urokliwe, to zimą wybudza wręcz zapytanie: jak? I faktycznie, uciekając od tematu, połowy zimowe zasługują na oddzielną opowieść.

Atuty tego zawodu są jednak przeogromne. Od tych wysublimowanych jak obcowanie z Naturą, po równie ważne jak choćby dieta rybna, bardzo zdrowa i przebogata w smaki i możliwości. Po te malutkie plusy jak choćby ten, że w deszczu ryby nie biorą, to choć w niepogodę nie trzeba moknąć.

Na koniec słowo o narzędziach pracy wypada zapisać. Że daleko rybakom do technologii rolniczej wspomniałem. Pozostały sprzęt równie delikatny i historyczny, I choć sieci rodzaju i ich nazw bez liku, to jako laik uważam, że nie łatwe to narzędzie. Plącze się, rwie, wiecznie wymaga pielęgnacji, napraw przeróżnych. Tu umiejętności cerowania, rodzaje węzełków, trzeba mieć opanowane, bo każdego dnia sieci trzeba przeglądać, naprawiać, suszyć i zabezpieczać. I choć dziś na aliekspress można kupić wszystko, to jednak co po ojcu to po ojcu.

Tak więc zawód choć wymierający, to zdaje się ciekawy. Nie ma w nim monotonni i rutyny. Jak każda praca, która wspiera się na Naturze, korzysta z praw przyrody, wymaga poświęcenia absolutnego i oddania się całym swoim życiem.

Myślę, że troszkę inaczej teraz wygląda profil rybaka w Twoich oczach. I warto się nad tym kunsztem pochylić, choćby widząc o świcie czółna na jeziorze, czy planując piątkowy obiad.

Chciałbym być rybakiem.

Z łodzi rybackiej, środkiem jeziora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewiń do góry